Pan Płatek Filipek i jego pierwsza podróż na Ziemię

Pan Płatek Filipek i jego pierwsza podróż na Ziemię

Bajka terapeutyczna

Główne cele: zredukowanie lęku przed nowymi sytuacjami i nowym otoczeniem.

TREŚĆ BAJKI:

Chciałabym przedstawić Wam historię Pana Płatka Filipka – sławnego wędrowca, zdobywcy wielu szczytów, który nie jedną już zimę krąży po świecie. Otóż Pan Płatek Filipek, podobnie jak Wy kiedyś był zupełnie małym płateczkiem śniegowym. Swoją pierwszą podróż na Ziemię Pan Płatek Filipek pamięta jak żadną inną.

W mroźny, zimowy wieczór Pan Płatek – mały chłopiec został wysłany z Nieba na Ziemię. Wcale nie uśmiechała mu się ta podróż w nieznane, choć nauczył się już latania i doskonale wiedział, jak radzić sobie ze zbyt silnymi powiewami wiatru. Ale cóż było robić, gdy wszyscy mówili: już czas!! Spakował plecak, ubrał białą pelerynkę, którą zrobiła mu babcia na drutach i wyruszył w drogę.

Wyskoczył z pierzastego obłoczka, który dotąd był jego domem i poczuł, jak powietrze napełnia jego malutkie płuca.

– Wiatr silny, widoczność słaba, brak kontaktu z Wieżą Lotniczą – szybko ocenił sytuację

Pan Filipek – Nie jest dobrze… – pomyślał oraz to większą prędkością zastanawiał się czy nie może jeszcze wrócić do domu. Ze strachu zamknął oczy i skulił się w sobie. Mocno zaciskając bieluteńkie powieki próbował przypomnieć sobie swoich przyjaciół. Przez chwilę zrobiło mu się cieplej na sercu, jednak gdy tylko odemkną powieki naraz cały strach powrócił ze zdwojoną siłą.

– Co robić, co robić? – pytał siebie w myślach, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

Wtem usłyszał cichuteńki głos wydobywający się wprost z ciemności.

– Rozłóż szeroko ręce i nogi! Wyprostuj się! – uwagi te w pierwszej chwili Filipkowi wydały się zupełnie niedorzeczne. To tak, jakby mama kazała mu w słoneczny dzień założyć kalosze i płaszcz przeciwdeszczowy. Co to może pomóc teraz, gdy jest tu zupełnie sam i otacza go ciemność.

– Och! Dlaczego to musiałem być ja? Dlaczego? – wyrwało się Filipkowi z piersi. Dopiero, gdy delikatny głos z ciemności odpowiedział na jego pytanie zdał sobie sprawę z tego, że to już nie były jego myśli, ale donośny krzyk.

– Bo jesteś na to gotowy! Umiesz pięknie latać! Tylko nie możesz się dłużej bać. Rozłóż ręce i nogi, a przekonasz się, że mam rację!

– Aaa co mi tam! – pomyślał Pan Płatek Filipek i wykonał polecenia tajemniczego głosu z ciemności. To co stało się po chwili zupełnie zaskoczyło naszego małego znajomego. Otóż nagle wiatr przestał być jego wrogiem. Przeciwnie, pozwolił Panu Filipkowi wykonać dwa skoczne piruety w powietrzu i dodatkowo zakończyć je saltem. Jakże ogromna była radość Płateczka, gdy odkrył swoje możliwości. Teraz już zupełnie się nie bał. Otworzył szeroko oczy. Gdy przyzwyczaił się do panującej wokół ciemności, ujrzał lecącą nieopodal prześliczną Płateczkę Lucynkę. Wtedy nie wiedział jeszcze, jak ma na imię, ale był pewien, że to właśnie ona pomogła mu w tej trudnej sytuacji.

– Juchuuu! Tutaj jestem! – krzyknęła nowa znajoma Pana Filipka – A nie mówiłam? Potrafisz pięknie latać! – powiedziała Lucynka mrugając okiem do naszego znajomego. Pan Filipek lekko się zarumienił, a ponieważ miał skórę zupełnie białą (jak przystało na płatki śniegu) to nie mógł liczyć na to, że rumieniec pozostanie niezauważony.

– Dziękuję! – krzykną Filipek w odpowiedzi – to takie cudowne uczucie! Tańczę w powietrzu! – radość płynąca wraz ze słowami Pana Filipka zdawała się nie mieć granic. Na domiar szczęścia w tej właśnie chwili oczom jego i Płateczki Lucynki ukazała się piękna zimowa alejka, porośnięta po obu stronach rozłożystymi drzewami. Z sekundy na sekundę lot Płateczków stawał się coraz to wolniejszy i spokojniejszy. Lucynka w świetle wydobywającym się ze starej, barokowej lampy zupełnie przypominała baletnicę.

– Hymmm… pierwsi goście na horyzoooncie… – zabrzmiał ni stąd, ni zowąd gruby męski głos. Pan Filipek szybko zorientował się, że jego właścicielem jest stary, pomarszczony Kasztan stojący u wejścia na kamienną dróżkę.

– Dzień dobry Jakubie! – krzyknęła Płateczka Lucynka – Jak się masz?

– Och, całkiem dobrze, choć i w tym roku dokucza mi reumatyzm. A Ty Lucynko? Jak minęła Ci podróż? – zagrzmiał Kasztan Jakub.

– Dziękuję, bardzo dobrze! Tym razem wiatr mocno dął z zachodu, więc mogliśmy przez całą drogę pięknie wirować. To jest mój nowy znajomy – powiedziała Lucynka wskazując na Pana Filipka – ale właściwie nie wiem, jak ma na imię… – uświadomiła sobie Płateczka.

– Filipek, jestem Płatek Filipek- szybko przerwał milczenie nasz znajomy.

– Zatem witaj Płatku Filipku na Ziemi- z dumą powiedział Jakub.

– Eeee… dobry wieczór – bąknął Filipek onieśmielony wielkością nowopoznanego przyjaciela. Chwilę później, najpewniej jakieś dwa mrugnięcia powiekami później, nasz bohater i Płateczka Lucynka wylądowali na jednym z korzennych butów Jakuba.

– Oj, oj, oj! – wyrwało się Filipkowi, który w czasie lądowania dwukrotnie się potknął i upadł. – Trzeba było uważać na lekcjach o pochodzeniu do lądowania – pomyślał lekko zawstydzony. Nim zdołał stanąć na proste nogi już u jego boku była Lucynka. Wyciągnęła do niego swoją białą rękę i pomogła mu wstać.

– No cóż, wraz z Waszym przybyciem możemy obwieścić całemu światu, że oto rozpoczyna się zima – zachrypiał Jakub – Ehe, ehe, ehe… straciłem liście dobrych kilka dni temu, więc Wasza wizyta nie jest dla mnie zaskoczeniem. Gdy kończy się jedna pora roku, rozpoczyna się kolejna. Smutno mi bez moich zielonych przyjaciół liści, ale teraz Wy będzie mi towarzyszyć – powiedział Kasztan Jakub z nadzieją w głosie.

– Yhymm… – cicho odparła Lucynka – z miłą chęcią zostanę tutaj na całą zimę, a Ty Filikpku? Zostaniesz? – zapytała płateczka Lucynka naszego znajomego.

– Wyruszając z domu bałem się, że idę zupełnie sam. Gdy patrzę na Was to wiem, że to nie prawda. Już się nie boję. – odparł Pan Płateczek Filipek z dumą.

Tego pierwszego zimowego wieczoru na Ziemi nasz znajomy poczuł się tak szczęśliwy jak nigdy dotąd… .>